czwartek, 3 stycznia 2013

Szampon VitalDerm - czyli nic specjalnego dla moich włosów

Hej kochani. W poprzednim wpisie pisałam Wam o szamponie z olejkiem arganowym, który jest nowością w aptekach. Będzie to taka jego krótka, pobieżna recenzja.
Generalnie to tak - myślałam, że będzie to coś fajnego, ale niestety bardzo się przeliczyłam. Niby najpierw powinnam go dłużej poużywać, żeby cokolwiek o nim napisać, ale nie ma sensu, skoro po pierwszym razie ewidentnie się nie popisał i udowodnił, że nie jest dla moich włosów.
Szampon ten ma w składzie ALS (Ammonium Laureth Sulfate), czyli substancje wcale nie łagodniejszą od SLS. Moje włosy ich nie lubią - ani SLS, ani najwyraźniej ALS. Szampon zawiera też sylikon, co odpada u mnie na starcie, przynajmniej jeżeli chodzi o szampony, czy nawet odżywki. Jedyny sylikon jakiego używam aby zabezpieczyć włosy to serum termoochronne firmy Marion. Szampon ma oczyszczać, a nie oblepiać włosy. W skrócie, ale konkretnie: po umyciu moje włosy odczuły zawartość ALS - od razu były jakieś takie bardziej suche i sztywne niż zwykle... Do tego strasznie szybko mi się przetłuściły. Umyłam nim włosy przed Sylwestrem, na szczęście umyłam je potem drugi raz moim ulubionym szamponem z Alterry i nałożyłam odżywkę i dzięki temu mogłam je wyprostować i wyjść na imprezę... No ale mimo wszystko szampon VitalDerm jakoś tak się "przebił" i od razu odczułam, że to on spowodował to, że z moimi włosami było coś nie tak. Ogólnie myję włosy co drugi dzień, wtedy umyłam bodajże koło 14, na imprezie spoko - były świeże, ale na drugi dzień popołudniu (czyli mniej więcej równą dobę po umyciu) już zaczęła mnie swędzieć skóra głowy i nadawała się do umycia (czyli ten badziew skrócił świeżość włosów o cały jeden dzień). Używam lotionu z Seboradinu, który rewelacyjnie przedłuża świeżość włosów i nawet on nie zapobiegł przetłuszczeniu włosów po umyciu ich tym arganowym nie wiadomo czym. Co z tego, że szampon zawiera sporo przyjemnych olejów i wit. E, jak skład jest, że tak to ujmę - spieprzony ALS'em i sylikonem. Poza tym, co mnie bardzo zdziwiło, na etykiecie szamponu jak byk pisze, że zawiera on także masło shea, a w składzie ani śladu po nim. Czyby producent trochę nas ponaciągał? ;)
W każdym bądź razie, mi ten szampon nie odpowiada i nigdy już raczej po niego nie sięgnę. Co jak co, ale  moja ukochana granatowo-aloesowa Alterra jest najlepsza, chociaż mam ochotę wypróbować na dniach Mydlnicę Lekarską z Fitomedu, która wprawdzie również zawiera SLS, ale dopiero na szóstym miejscu w składzie, więc może nie da się we znaki? Na pewno dam znać.



A co do Sylwestra, zdecydowanie udany. Dawno się tak fajnie nie bawiłam, także jestem zadowolona. Miejmy nadzieję, że ten rok będzie lepszy od poprzedniego i ciekawe, czy zleci tak samo szybko.

Tyle na dziś, postaram się w jak najkrótszym czasie dodać jakąś sporą dawkę recenzji, bo mam dłuuugą listę, którą chcę w końcu zacząć realizować.
Buziaki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz